sobota, 17 listopada 2012

Rozdział II



Zatrzyjmy wszystkie ślady, któregoś dnia wszystko będzie dobrze, ale jeszcze nie teraz… nie teraz.

Szłam wąskim korytarzem w stronę jednej z sal, która znajdowała się na jego końcu. Złapanie oddechu sprawiało mi niemały kłopot, bowiem z każdą kolejną próbą marna ilość tlenu dostawała się do moich płuc nie będąc w stanie dostatecznie ich nasycić. Kręciło mi się głowie, a obraz wirował przed oczami. Miałam wrażenie, że się duszę.
Uczniowie tłoczyli się w przymałym korytarzu, uśmiechali się dyskutując zawzięcie. Ich głos odbijał się echem od cienkich ścian trafiając do moich uszu. Wszelkie słowa zlepiały się w całość nie tworząc spójnej jedności. Otaczał mnie szaleńczy gwar, każdy kolejny człowiek zabierał mi cenną ilość tlenu, której tak bardzo łaknęłam.  Potrzebowałam przestrzeni.
Przystanęłam powoli opierając dłoń o chłodną ścianę. Pochyliłam się nieznacznie.  Znowu robiło mi się słabo.
- Hej Faith – usłyszałam nad sobą głos Ryana omijającego mnie pośpiesznie. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo szybko zniknął gdzieś w tłumie.
Zaczerpnęłam odrobinę powietrza.
Poznałam go zaledwie kilka tygodni temu, gdy Savannah oznajmiła, że są parą. Ograniczyliśmy się wtedy, do zwykłego ,,cześć” i powitalnego uściśnięcia dłoni, co do tej pory nie uległo zmianie. Codziennie witaliśmy się w szkolnym przejściu od czasu do czasu częstując przyjaznym uśmiechem, który nieoczekiwanie wkradał się na naszą buzię.
Ostrożnie wsunęłam za ucho niesforny kosmyk włosów, który przysłonił mi widoczność. Byłam pewna, że zrobiłam się blada, jak ściana, przy której stałam. W takich sytuacjach moja skóra zawsze przybierała szalenie jasny odcień
Gorące dreszcze zawładnęły moim ciałem. Nie byłam do końca pewna, czy jest to efekt stresu, czy kolejne objawy wycieńczenia.
Wokół mnie było mnóstwo ludzi, ale nikt nawet nie zauważył tej drobnej, bezbronnej dziewczyny, która traciła przytomność oparta o jasną ścianę tuż przy gabinecie biologicznym.W ciągu jednej przerwy mijano mnie z tysiąc razy, ale nikt, absolutnie nikt się nie zatrzymał… z wyjątkiem tej jednej dobrej duszyczki.
- Zemdlała w progu – wyżaliła się matka drobnej postury lekarce kręcąc przy tym głową – Od kilku tygodni nic nie je! – machnęła przejęta prawą dłonią spoglądając na mnie kątem oka.
Gdyby nie Justin, który dzisiejszego popołudnia pomógł mi na szkolnym korytarzu pewnie to tam bym zemdlała. Nie miałam pojęcia, co się ze mną działo, ale kiedy, zaprowadził mnie do łazienki i upierdliwie pytał, czy wszystko jest w porządku faktycznie poczułam się lepiej, jakby wszelkie objawy zostały odegnane.
Najwyraźniej chwilowa utrata przytomności była nieunikniona, bo niespodziewanie zasłabłam w progu swojego domu.  Moja rodzicielka niemalże odchodziła od zmysłów, bo nie była w stanie mnie dobudzić. Podobno widziała moje białka, które w żądnym stopniu nie różniły się od koloru mojej skóry. Szczerze jej współczułam, widok musiał być okropny, jednak nie zmieniało to faktu, że wciąż byłam na nią wściekła, za to, że przytargała mnie do lekarza pomimo moich usilnych oporów.
- Od zawsze mało jadłam, po prostu panikujesz – bąknęłam oburzona krzyżując ręce na piersi.
Zignorowałam fakt, że moje wtrącenie było niegrzeczne. W tym momencie byłam na nią zła do granic możliwości, mimo iż wiedziałam, że jest to jedynie przejaw jej matczynej miłości i troski.
Kobieta zignorowała moją wypowiedź kontynuując opisywanie wszelkich, najdrobniejszych objawów, które w ostatnim czasie udało jej się zarejestrować… tak mało o mnie wiedziała.
Kiedy moja rodzicielka nareszcie skończyła swoje wywody lekarka dokładnie mnie zbadała, po czym wypisała kilka leków i skierowała na sporadyczne badania. Kobieta znała mnie od dziecka, bowiem to ona opiekowała się moją mamą, gdy ta była ze mną w ciąży. Na szczęście jak na lekarkę przystało nie wyolbrzymiała do granic możliwości jak to robiła moja rodzicielka. Spokojnie wyjaśniła, że omdlenia mogą być spowodowane stresem, lub zmęczeniem, co oznaczało, że nie musi to być nic poważnego. Miałam nadzieję, że moja matka dostatecznie to zrozumiała. 

~*~
- Musisz coś jeść – szepnęła Lana podsuwając mi pod nos talerz z parującą zupą.
Mama od godziny starała się wmusić we mnie coś pożywnego, jednak bez skutku. Sam widok jedzenia przyprawiał mnie o wymioty.
-Ja po prostu nie jestem głodna – mruknęłam nieprzejęta bawiąc się łyżką, którą brodziłam w ciepłej cieczy.
- Może ugotuje ci coś innego? Masz ochotę na naleśniki ? Zawsze je lubiłaś – odparła ożywiona. Jej kąciki ust uniosły się ku górze, a w oczach pojawiły się iskierki nadziei. Najwyraźniej sądziła, że uda jej się przekupić moje kubki smakowe.
- Nie mam ochoty na nic do jedzenia, tak trudno to zrozumieć ?! – wrzasnęłam zirytowana wbijając w nią rozgoryczone spojrzenie. Nie mogłam nic zjeść, po prostu nie mogłam. Dlaczego do jasnej cholery nie była w stanie przyjąć tego do wiadomości ?
- Daj mi spokój – bąknęłam gwałtownie wstając od stołu. Do moich uszu dotarł nieprzyjemny pisk, gdy wściekła odsuwałam krzesło rysując jego nogami nowe kafelki.
Lana chciała zatorować mi drogę, ale wyminęłam ją zgrabnie, po czym skręciłam w stronę schodów, aby jak najszybciej dostać się do swojego pokoju.
Po przekroczeniu progu momentalnie rzuciłam się na łóżko nie zważając na to, że zgniatam przy tym swojego ulubionego misia imieniem Jakob.
Dygotałam na całym ciele zupełnie tego nie kontrolując.  Zirytowana i rozżalona przycisnęłam miękką poduszkę do twarzy wrzeszcząc w nią na całe gardło. Targały mną silne emocje, których nie potrafiłam kontrolować. Przychodziły szybko dostając się do najmniejszych zakamarków mojego umysłu uniemożliwiając przy tym trzeźwe myślenie.
Nigdy nie potrafiłam pogodzić się ze swoją bezsilnością. Z tym, że jestem tak słaba i krucha, nigdy nie potrafię dostatecznie przeciwstawić się własnym demonom… przecież poddanie się bez walki jest łatwiejsze, niż walka o własne szczęście.  Może po prostu straciłam wszelkie siły by żyć… może potrafiłam jedynie funkcjonować.
Powoli uniosłam głowę słysząc głośny tupot roznoszący się echem po korytarzy. Jak się domyślałam moja rodzicielka powoli zmierzała w stronę mojego pokoju. Zmrużyłam powieki czując chwilowy ból przeszywający moją czaszkę.  Dlaczego nie mogła dać mi chwili prywatności, odrobiny spokoju, czasu na poukładanie własnych myśli ?
Wsunęłam za ucho niesforny kosmyk włosów ślamazarnie podnosząc się do pozycji siedzącej, jednocześnie w myśli przeklinając własną matkę, za to, że po raz kolejny chce we mnie wpakować kolejną porcje jedzenia. Czasami szczerze ją za to nienawidziłam.
Odgłosy kroków z sekundy na sekundę stawały się coraz głośniejsze jednocześnie intensywniej docierając do moich wrażliwych uszu. Nieznajomy położył dłoń na klamce powoli ją naciskając, aby w końcu ślamazarnie popchnąć drewniane drzwi w celu przekroczenia progu ciemno-różowego pokoju.
Moim oczą momentalnie ukazała się słodka postać Savannah. Jej twarz przyozdabiał prześliczny, śnieżno-biały uśmiech. Burza ciemnych loków okalała jej buzię, a pojedyncze kosmyki włosów sterczały na różne strony potęgując urzekający nieład, na głowie.  Była ubrana w szarą bluzę zakładaną przez głowę, z dużym kapturem i ciemnymi rękawami, na nogi wsunęła zwykłe jeansy. Wyglądała zwyczajnie, a zarazem szalenie uroczo i ślicznie. Zresztą, ona zawsze wyglądała idealnie bez względu na to, czy miała na sobie dresy, czy też balową kreację.
- Cześć ! – pisnęła uradowana zamaszystym krokiem ruszając w stronę łóżka. Wyglądała na szczęśliwą i beztroską, jednak widziałam na jej buzi cień obawy, który z całych sił starała się zatuszować… na próżno.
- Jak tam ? – zapytała niewinnie zajmując miejsce koło mnie. 
Objęłam dłońmi swojego misia sadzając go na kolanach i przez chwile wbiłam w niego puste spojrzenie. Przyjaciółka przez ten czas wpatrywała się we mnie wyczekująco.
- W porządku – odparłam spokojnie wzruszając beznamiętnie ramionami.
Poczucie winy wbiło kolec w okolice serca, ale starałam się ujarzmić przeszywający ból tłumaczeniami, że przecież nie jest tak źle, na dobrą sprawę wszystko jest dobrze… 
- Na pewno ? – przekręciła głowę na bok dociekając prawdy.
Po tym pytaniu uzmysłowiłam sobie, że na dole spotkała się z moją mamą… a kochana rodzicielka musiała się jej poskarżyć, przecież byłam takie biedna, blada i niedożywiona. Ach, czasami żałowałam, że muszę mieć tak nadopiekuńczą matkę.
- Dobra, bez względu na to, co powiedziała ci moja mama, nic mi nie jest. Fakt, że zemdlałam o niczym nie świadczy – machnęłam niedbale rękom, na co momentalnie ściągnęła brwi rozważając coś skrupulatnie.
- Nie daje ci żyć, prawda ? – trafiła w sedno
Westchnęłam przeciągle prostując się niczym struna. Powoli zsunęłam z kolan pluszowego misia i spojrzałam jej w oczy.
- Od powrotu do domu nie daje mi spokoju, hiperbolizuje wymyślając mi miliony różnych chorób. To boli, bo mimo wszystko, wiem, że to, co wygaduje nie jest prawdą – wyżaliłam się łamiącym głosem spuszczając na chwilę głowę, tak, aby włosy przysłoniły mi twarz. Pociągnęłam nosem opierając dłoń na materacu.
- Wiem, że to trudne do zniesienia, ale musisz pamiętać, że bardzo cię kocha i, że kieruje nią troska…
Przytaknęłam doskonale zdając sobie sprawę.
- Mam dla ciebie niespodziankę – szepnęła w końcu uśmiechając się od ucha do ucha, tym samym wywołując niekontrolowany uśmiech na mojej buzi. Spojrzałam na nią pytająco.
- Dzisiejszego piątkowego wieczoru nie spędzisz jak zawsze przed komputerem w towarzystwie Mozilli ! – podskoczyła uradowana klaskając z rozbawieniem w dłonie.
 Mina mi zrzedła, wbiłam w przyjaciółkę zagubione spojrzenie spodziewając się najgorszego. 

~*~
- Zupełnie postradałaś zmysły ! – krzyknęłam spoglądając w na twarz widniejącą w lustrzanym odbiciu. Okręciłam się wokół własnej osi wbijając znużone spojrzenie w materiał sukienki, w którą przed sekundą przyodziała mnie Savannah.
- Wyglądam w tym, jak i…- przyjaciółka zasłoniła mi dłonią usta kręcąc karcąco głową .
- Nawet nie waż mi się kończyć – mruknęła rozdrażniona moim ciągłym narzekaniem .
Odsunęłam się o krok i westchnęłam zrezygnowana. Byłam świadoma, że stałam na przegranej pozycji, nie miałam nawet szans, na przebicie pod ostrzałem karcącego spojrzenia ciemnowłosej.
Po raz kolejny spojrzałam w lustro przekręcając zabawnie głowę. Zmęczone powieki zdobił jasno-różowy cień , kontury oczu podkreślone były ciemną kredką, a rzęsy pomalowane pogrubiającym tuszem.  Dawniej szara, przemęczona twarz muśnięto teraz odrobiną pudru podkreślając kości policzkowe, natomiast włosy pozostawiono w naturalnym nieładzie powalając, by swobodnie spływały po moich plecach.
Savannah wybrała dla mnie jasno-różową kreację opinającą piersi. Sięgała nieco przed kolano i rozszerzała się ku dołowi. Miała przyjemny, delikatny materiał przyozdobiony odrobiną brokatu.
Niezaprzeczalnie sukienka, którą użyczyła mi na dzisiejszy wieczór była szalenie efektowna, jednak przerażony głosik w mojej głowie podpowiadał, że nie mogę w niej wyjść.
- To do mnie nie pasuje – mruknęłam załamując ręce, które po chwili skrzyżowałam na piersi.
- Naprawdę czuję się w tym dziwnie… poza tym nie mam najmniejszej ochoty tam iść – sprzeciwiłam się po raz setny w ciągu ostatniej godziny przybierając minę porzuconego szczeniaczka.
Kilka godzin temu moja ukochana przyjaciółka była uprzejma poinformować mnie, że za kilka godzin wyruszamy na jedną z domówek organizowaną niemalże na drugim końcu miasta. Ba ! To nie była byle jaka impreza, ale jedna z najbardziej obleganych i najbardziej upragnionych domówek w historii szkoły. Organizowana przez szanownego i jakże uroczego Ryana Collinsa, aktualnego chłopaka mojej przyjaciółki.
- Dobrze wiesz, że nie lubię tych ludzi, nie chcę tam iść, nie mam takiej potrzeby. Uwierz mi podpieranie ścian w domu Ryana to żadna frajda – wywróciłam teatralnie oczami zirytowana faktem, że zupełnie mnie zignorowała. 
Savannah, zamiast choć spojrzeć w moją stronę zawzięcie wertowała jedną z szafek z butami podpierając się dłonią o chłodne kafelki. Z tego, co udało mi się zarejestrować zrobiła w niej niezły bałagan chcąc odnaleźć upragnioną parę butów.
-Są ! – krzyknęła zadowolona wstając z podłogi i zmierzając w moją stronę.
Spojrzałam na nią zdumiona, gdy pomachała mi przed oczami ciemną parą prześlicznych szpilek.
- Nie ma mowy ! – krzyknęłam unosząc dłonie w obronnym geście. Odruchowo pokręciłam głową odwracając twarz w drugą stronę – Nie założę ich ! – dodałam, aby mój sprzeciw w pełni do niej dotarł.
W odpowiedzi usłyszałam stłumiony chichot, na co prychnęłam oburzona. Naprawdę nie miałam najmniejszego zamiaru paradować wśród obcych ludzi w dwu metrowych szpilkach tym samym zwiększając prawdopodobieństwo nagłego upadku spowodowanego moją niekoordynacją.
- Ja nawet nie potrafię w nich chodzić ! – broniłam się, gdy wciąż nie spuszczała ze mnie bacznego spojrzenia.
- Nauczysz się – mruknęła nieprzejęta, po czym machnęła niedbale lewą dłonią – No już, zakładaj – uśmiechnęła się tryumfalnie, gdy wysunęłam w jej stronę swoją kruchą dłoń, by odebrać od niej obuwie.
- Nienawidzę cie – warknęłam zbita z tropu swoją porażką – Nie wystarczy ci, że zrobiłaś ze mnie obcego człowieka wciskając w tą cholernie niewygodną sukienkę i babrząc po twarzy jakimiś mazidłami ?
Cóż… nigdy nie byłam fanką kosmetyków, trzeba było to w końcu przyznać. Ponadto nie przepadałam za obcisłymi sukienkami, w których z trudem łapało się oddech. Na moje nieszczęście właśnie z taką kreacją przyszło mi się dzisiaj zmierzyć.
Po dokładnym zlustrowaniu otrzymanego obuwia z niechęcią wsunęłam je na stopy. Nie mogłam zaprzeczyć, że moje łydki wyglądały w nich dużo zgrabniej, ponadto dodawały mi kilka satysfakcjonujących centymetrów. Na nodze prezentowały się naprawdę świetnie, wydawały się być całkiem w porządku… do chwili, w której zrobiłam w nich pierwszy krok i przekonałam się ile trudu sprawia mi utrzymanie równowagi.
Jęknęłam zrezygnowana.
- Naprawdę skarzesz mnie na takie męki ? Litości – powiedziałam piskliwym głosikiem, na co uśmiechnęłam się rozbawiona.  Pozwoliła mi podeprzeć się na jej ramieniu, po czym delikatnie objęła mnie w pasie i przyjrzała się dokładnie.
- Dobrze wiesz, że ślicznie wyglądasz marudząc psujesz ten cały zniewalający efekt, na który tak długo pracowałam – uniosła prawą brew ku górze robiąc przy tym zabawną minę – Jeśli przestaniesz tak narzekać zrobisz całkiem niezłe wrażenie.
Po tych słowach poklepała mnie pocieszająco po ramieniu, po czym zachichotała uroczo.
- Aa i przestań się łudzić, że uda ci się wymigać. Idziesz tam ze mną, więc podpieranie ścian jest niedozwolone – pogroziła mi placem przed nosem, po czym uśmiechnęła się zadziornie i ruszyła w stronę łazienki, aby nałożyć makijaż. 

~*~
Dokładnie o osiemnastej wysiadłyśmy z czarnego Volkswagena Savannah, który zaparkowała przed domem Ryana. Ostrożnym krokiem ruszyłam w jego stronę rejestrując wzrokiem, każdy najmniejszy detal nieznanej okolicy.
Budynek nie wyróżniał się niczym szczególnym. Elewacja była w jasno-niebieskim odcieniu, dach pokrywały czarne cegłówki, a ściany przyzdabiały średniej wielkości okna z brązowymi obramowaniami.  Przed wejściem wybudowano śliczną, przytulną i niewielką werandę, na której ustawiono kilka krzeseł zajmowanych teraz przez gości , którzy jak się domyślałam rozkoszowali się smakiem zakupionego piwa.
Dom Ryana nie wyróżniał się niczym szczególnym… pomijając fakt, że tylko z niego wydzierał nowy hit Katty Parry, który roznosił się echem po niemalże całym osiedlu. Zdecydowanie tylko temu budynkowi towarzyszył także charakterystyczny gwar zlewający się w bezkształtną całość, z której co jakiś czas można było odróżnić głośne chichoty poszczególnych imprezowiczów.
Po przekroczeniu progu na pozór przytulnego mieszkanka do moich nozdrzy momentalnie dodarł nieprzyjemny zapach dymu nikotynowego. Zmarszczyłam swój drobny nosek czekając, aż przywyknę do okropnego fetoru fajek, za którymi nigdy nie przepadałam. Zmysł słuchu zareagował z niewielkim opóźnieniem, bo dopiero po pokonaniu połowy korytarza zdałam sobie sprawę, że muzyka płynąca z głośników w tym wypadku nie jest słodkim ukojeniem dla umysłu i uszu, lecz niezdrowym czynnikiem powodującym miliony roztargnionych myśli i nieprzyjemną migrenę.
Sav złapała mnie za nadgarstek i delikatnie pociągnęła w stronę kuchni dostrzegając z w niej rozmawiającego Ryana.
Nawet nie patrząc na jej buzię zdawałam sobie sprawę, że robi do niego maślane oczy, a jej serce wiezione w przyciasnej klatce żeber gwałtownie przyśpiesza , sprawiając, że krew zawzięcie pulsuje w jej żyłach.
- Oh błagam oszczędź mi tego ! – jęknęłam wywracając teatralnie oczami.
Naprawdę nie miałam nastroju na oglądanie ich przesadnie czułego powitania, który prezentowali mi niemalże za każdym razem, gdy znajdowałam się w pobliżu. Wiedziałam, że nie robią tego celowo, jednak mimo wszystko byłam szalenie wyczulona na tym punkcie.
Przystanęłam gwałtownie ciągnąc za sobą Savannah. Bidulka nie spodziewając się tego momentalnie poleciała do tyłu. Zapewnie wylądowałaby na mnie, gdyby nie fakt, że podtrzymałam ją w pasie. Zaskoczona posłała wściekłe spojrzenie w stronę Ryana, który nie mógł powstrzymać chichotu na ten widok. Po chwili przeniosła je na mnie łapiąc się za boki.
- Oh, błagam cię ! Co ci znowu nie pasuje ? – bąknęła niemiło świdrując mnie pełnią czekoladowych tęczówek
Wzruszyłam beznamiętnie kruchymi ramionami czując, że oblewa mnie fala nieprzyjemnych potów.
Chciałam powiedzieć jej, co tak naprawdę o tym myślę. Nie prosiłam się, żeby mnie tu zabierała, nie czułam się dobrze wśród jej znajomych, nie ufałam im, poza tym znałam tu zaledwie kilka osób. Nie lubiłam, gdy robiło się ze mnie przesadnie umalowaną lalkę Barbie, ale mimo to pozwoliłam, żeby mnie tutaj przyprowadziła. Co prawda zanim do tego doszło odrobinę ponarzekałam i pospierałam się z nią chcąc postawić na swoim, ale mimo wszystko zjawiłam się na tej ,, cudownej imprezie’’ w jej towarzystwie. Czy ona naprawdę nie dostrzegała, jak wiele wysiłku kosztowała mnie ta cała szopka ? Jak bardzo bolało, że chciała dać mi ulotne szczęście, krótką chwilę beztroski, mimo iż ja wcale tego nie chciałam ? Nie miałam pojęcia, na co jej satysfakcja, płynąca z faktu, że robi ze mnie kogoś, kim nie jestem, ale zaufałam jej… przecież była moją przyjaciółką.
Próba postawienie się i przybliżenia Anna kilku istotnych spraw spełzła na niczym. Stchórzyłam… po raz kolejny stchórzyłam. Próbowałam wytłumaczyć się przed samą sobą, że wszystko dla uniknięcia zbędnego widowiska. Mimo to bolesna prawda sunęła po zakamarkach mojego umysłu powodując kolejne wyrzuty sumienia. Westchnęłam zrezygnowana jednocześnie czując się stłamszona ciężarem jej silnego charakteru. Ona nigdy nie obawiała się prawdy, mimo iż często jej wyznanie stawało się bezwzględnie brutalne i bolesne.
Potarłam dłonią o miękki materiał sukienki.
- Nic, ja… rozejrzę się tu trochę– odparłam słabym głosikiem nie mogąc wydusić z siebie więcej przekonania i energii.
Zgrabnym ruchem odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w przeciwną stronę kierując się do salonu, nie czekając nawet na jej odpowiedź. Rozczarowana samą sobą po raz kolejny tego wieczora powtórzyłam w myśli, że będzie to najgorsza noc mojego życia. 

~*~
- Hej chodź z nami na parkiet ! – piskliwy głosik Sav rozniósł mi bębenki, gdy krzyknęła mi do ucha.
Było już po północy, muzyka bębniąca w głośnikach nie ani trochę nie przycichła. Znajdowałam się w samym centrum kotłującego gwaru dzikich nastolatków, którzy niemrawo podskakiwali w rytm piosenki Rihanny wrzeszczącej ze wzmacniaczy.  Byłam pewna, że cały dom Ryana podskakiwał w tym samym rytmie.
Razem z przyjaciółką bawiłyśmy się w małej grupce znajomych, których miałam okazję poznać. Kilka osób zdawało się być całkiem w porządku, więc nie mogłam zarzucić, że impreza jest totalnie nieudana.  Zamieniłam kilka zdań z ciemnowłosą koleżanką Sav imieniem Bree, która najbardziej mi przypasowała. Przetańczyłyśmy nawet kilka piosenek, do momentu, w którym na nowo zaczęło robić mi się słabo.
Zgoniłam wszystko na tłumy oblegające małe pomieszczenie, niegdyś przypominające salon.  Co prawda bawiliśmy się w rogu, gdzie otwarto kilka okien, ale mimo to miałam wrażenie, że brakuje mi tlenu.
Upiłam łyk piwa przechylając plastikowy kubeczek, który wcześniej wręczyła mi jedna z dziewczyn. Od razu tego pożałowałam czując gorzkawy smak w ustach i momentalnie wykrzywiając wargi w krzywym uśmiechu. Nigdy nie byłam fanką napojów alkoholowych, jednak w tym momencie pragnęłam zachować nikłe pozory normalności i nie wyróżniać się z tłumu pół- mózgich rówieśników. 
- Nie mam ochoty – mruknęłam kręcąc głową.
- Chcesz jeszcze piwa ? – spytała sięgając po nowy kubek.
Odmówiłam grzecznie, po czym oparłam się plecami o chłodna ścianę.
- Kiedy wracamy ? – uniosłam prawą brew ku górze wbijając w przyjaciółkę zniecierpliwione spojrzenie.
Savannah prychnęła zirytowana wylewając połowę napoju ze swojego czerwonego kubka.
- Jest dopiero po dwunastej ! – krzyknęła zaskoczona moim pytaniem.
Wzruszyłam beznamiętnie ramionami udając, że umknął mi jej rozwścieczony ton, który bardzo dobrze znałam. Delikatnie rozmasowałam bolące skronie.
- Co z tego. Chciałabym już wrócić
Zbliżyła się do mnie, na tyle, że czułam jej cuchnący piwskiem oddech tuż przy swojej twarzy.
- Czy ty zawsze musisz być taka ? – syknęła złowieszczo zbijając mnie z tropu – Nie się potrafisz nawet dobrze bawić ! – warknęła wymachując przy tym prawą ręką, przez co omal nie dostałam w twarz.
- Słucham ? – spytałam zmieszana mrugając przy tym z zaskoczenia
Sav zawsze była bezpośrednia. Najpierw mówiła, dopiero potem rozważała swoje słowa. W większości wypadków nie pozostawałam jej dłużna, przecież nie byłam idealna. Kiedy ona skakała mi do gardła ja robiłam to samo. Wojna słów była nieodłączną częścią naszej przyjaźni. Znałyśmy się od piaskownicy, dlatego też obyłam się z takim zachowaniem, jednak podczas imprezy natarła na mnie niespodziewanie i bezpodstawnie. W kilku prostych słowach potrafiła cisnąć we mnie zabójczy pocisk.
- Boisz się ludzi, co ? – zachichotała bezczelnie patrząc mi prosto w oczy – Nieidealni tak mają – stwierdziła brutalnie nadal idiotycznie rechocząc.
Z trudem powstrzymałam potok łez, który cisnął mi się do oczu. Nie mogłam przecież wybuchnąć płaczem na środku sali… tuż przy niej.
Odwróciłam się gwałtownie nie mogąc wytrzymać jej bolesnego spojrzenia, który z sekundy na sekundę napierała na mnie coraz bardziej.  Byłam od niej słabsza, miała tego pełną świadomość i nie zawahała się jej wykorzystać.
Niemalże biegiem ruszyłam przed siebie przeciskając się przez tłum ocierających się o siebie imprezowiczów.
Miałam wrażenie, że ruszyła za mną w pościg, jednak po chwili uznałam, że zaczynam mieszać fikcję z rzeczywistością. Kilkakrotnie obracałam się za siebie i nikogo nie zauważyłam, dlatego uspokoiłam się trochę w momencie, gdy udało mi się przedrzeć przez tłum spoconych nastolatków.
Targały mną silne emocje, które z każdą kolejną sekundą zmieniały mój nastrój. Raz próbowałam opanować łzy, potem powstrzymywałam się, by komuś nie przyłożyć. Nie myślałam trzeźwo, co w żadnym wypadku nie było spowodowane kubkiem piwa, który sączyłam przez całą imprezę.
Po raz kolejny przyszło mi przeciskać się, przez zgniatającą mnie gromadkę kolegów Ryana. Kiedy w końcu jedynie krok dzielił mnie od wydostania się z dusznej pułapki potknęłam się o własne nogi i wyleciałam z tłumu lecąc na ziemię.
Przestraszona zacisnęłam powieki wystawiając ręce przed siebie tym samym próbując zamortyzować przywitanie z twardymi panelami, którego tak bardzo się obawiałam. Jednak zamiast niego nastąpiło zderzenie się z czyjąś klatką piersiową.
- Łoooł, uważaj – usłyszałam nad sobą ciepły głos ciemnookiego, który właśnie zaciskał palce na mojej talii.
Moje dotychczas blade policzki momentalnie oblał malinowy rumieniec.
- Przepraszam – odparłam zmieszana przekrzykując muzykę.  Wsunęłam za ucho niesforny kosmyk włosów, po czym odsunęłam się o krok będąc odrobinę zawstydzona jego bliskością.  
Z przerażaniem rozejrzałam się po sali szukając wzrokiem Anna.
- Śpieszysz się gdzie… - jego źrenice momentalnie się rozszerzyły, a ciepłe spojrzenie, które dotychczas spoczywało na mojej osobie zawisło teraz nad moim ramieniem.
- Co ty wyrabiasz ? Wracaj na imprezę ! – Savannah wrzeszczała prosto do mojego ucha potęgując ból głowy. Szybkim ruchem sięgnęła po mój nadgarstek zmuszając, bym zwróciła się do niej twarzą.
- Nie zachowuj się jak dziecko ! - syknęła świdrując mnie rozwścieczonym spojrzeniem.
Jej na pozór drobne place jeszcze boleśniej zacisnęły się wokół mojego nadgarstka. Skrzywiłam się z bólu i posłałam jej przerażone spojrzenie.
- Nie mam zamiaru tam wracać ! – odparłam równie jadowitym tonem próbując wyswobodzić się z jej uścisku.
Nie wiem czy kierowały nią silne, emocje czy alkohol, który w siebie wpoiła, ale w jednej chwili z premedytacją i odrażającym uśmiechem na ustach zaczęła wykręcać mi prawą rękę. Stłumiony jęk wyrwał mi się z ust, gdy oszołomiona jej zachowaniem zdałam sobie sprawę, co tak naprawdę wyrabia.
Z pewnością jeszcze chwila, a bez mrugnięcia okiem rzuciłaby się na mnie z pięściami.
W krótkim ułamku sekundy wyssała ze mnie wszelką energię.  Obawiałam się, że nogi nie zniosą ciężaru mojego ciała. Przed oczami pojawiły się jasne plamki. Ostatkami sił udało mi się zarejestrować, jak Justin bez chwili wahania odpycha ją ode mnie i przytrzymuje całym ciałem, gdy ta wyrywa się w moją stronę, a z jej ust wydobywają się jadowite obelgi, które w ułamku sekundy zagnieżdżają się w zakamarkach mojej podświadomości.
Ale przecież to tylko słowa… błahe słowa, które bolą bardziej niż najpodlejsze czyny. 

~*~
- Nie chcę iść do domu – poinformowałam pośpiesznie, gdy Justin zaparkował auto przy krawężniku mojego domu.
Westchnął cicho gasząc silnik, po czym odpiął pasy i spojrzał na mnie zatroskany.
- W porządku – odparł spokojnie wbijając we mnie czekoladowe spojrzenie – Nadal źle się czujesz ?
Pokręciłam głową przykładając chłodną dłoń do czoła. Wsunęłam się w głąb fotela spoglądając przez przednią szybę.
- Przestań być taki troskliwy, nie potrzebuję tego – upomniałam go bawiąc się materiałem sukienki.  
- Posiedzisz ze mną na placu zabaw ? Jest niedaleko – powiedziałam pośpiesznie nie dając mu skomentować moich wcześniejszych słow.
Rozchylił wargi chcąc coś powiedzieć. Szybko jednak zrezygnował ograniczając się do przytknięcia głową.
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, po czym otworzyłam drzwi auta pośpiesznie z niego wysiadając.
Zsunęłam ze stóp niewygodne szpilki i o bosych stopach dołączyłam do Justina ruszając przed siebie.
Po zaledwie kilku minutach znaleźliśmy się na placu zabaw na ogół uczęszczanym przez kilkuletnie dzieci w wieku przedszkolnym.  O tak później godzinie nie zastaliśmy na nim nikogo. Byliśmy sami. Tylko my i zmącona magia tej męczącej nocy.
Usiadłam na jednej z huśtawek. Chłopak przez chwilę stał za moimi plecami, jakby obawiał się, że zaraz z niej zlecę i zakopię się w piachu.  Chyba nadal twierdził, że jestem pijana. Przemilczałam fakt, że wypiłam tylko kilka łyków piwa, a całe to zasłabnięcie było spowodowane zupełnie, czym innym. Pozwoliłam mu pozostać w słodkiej nieświadomości nie chcąc przysparzać mu zmartwień.
Po chwili usłyszałam skrzypnięcie łańcuchów informujące, że mój towarzysz zajął huśtawkę z prawej strony.  Uśmiechnęłam się do niego ochoczo delikatnie odpychając się nogami od podłoża.
Odchyliłam głowę do tyłu pozwalając, by chłodny, jesienny wiatr rozwiał mi włosy.
Myśli swobodnie krążyły po mojej głowie. Błoga cisza będąca miłą odmianą od głośnego gwaru była miodem dla moich uszu. Krótka niezmącona chwila szczęścia stała się zapowiedzią kolejnego wybuchu. Coś we mnie pękło, wszelkie hamulce puściły.  Piękna maska opanowanej i nieskrzywdzonej, którą przybrałam opuszczając imprezę Ryana nagle wyblakła. Może jednak po zaparkowaniu auta powinnam wrócić do domu…
Odkąd pamiętam nie znosiłam swojej bezradności, faktu, że nie mogę zatrzymać tej silnej fali negatywnych emocji, która napierała na moje drobne ciałko całą swoją siłą. Byłam bezradna w wielu sprawach. Najbardziej bolało jednak to, że nie miałam odwagi zakończyć swojego nędznego istnienia.
- Przepraszam – mruknęłam chowając twarz w dłoniach.
Justin szybko znalazł się tuż przy mnie. Przykucnął przy huśtawce gładząc dłonią moje plecy.
Zabawne, tak błahy czyn zadziałał na mnie kojąco…
Długo nic nie mówił. Nie byłam pewna, czy po prostu nie wie, co powiedzieć, czy celowo milczy, jednak bez względu na powód byłam mu za to szalenie wdzięczna.
Ciche skrzypienie łańcuchów i lekki, chłodny wiatr przeplatał się z moim cichym szlochem.
- Ciii, to nie twoja wina – szepnął w końcu zarzucając na moje nagie ramiona swoją kurtkę.
- Nie wiem, co jej strzeliło do głowy, przecież nic złego jej nie zrobiłam – wyszlochałam drżąc na całym ciele.
- Nie chciała tego… jestem pewien, że nie chciała – usłyszałam w odpowiedzi. 
~*~
Pierwszy raz w życiu napisałam tak długi rozdział. Nie wiem, czy mam się cieszyć, czy ubolewać. Mam nadzieję,że jego długość nie była dla was przeszkodą w czytaniu. 
Z góry bardzo,bardo, bardzo przepraszam za błędy. Rozdział sprawdziłam tylko raz, wiec pewnie jest dużo literówek. Darujcie moje lenistwo. Możecie wytykać błędy w komentarzach, nie będę miała nic przeciwko, ułatwicie mi pracę, przy kolejnym sprawdzaniu. 
Jeśli chodzi o moje odczucia dotyczące tekstu, to muszę przyznać,że po ponownym przeczytaniu uznałam,że nie jest taki zły, jak mi się wydawało ;d Najbardziej jestem niezadowolona z końcówki. 
Jak zauważyliście poniżej umożliwiłam wam szybką ocenę rozdziału. Byłabym wdzięczna, jeśli zaznaczylibyście jedną, lub jeśli chcecie kilka odpowiedzi ;)
Proszę także o szczerą opinię w komentarzach, jak zawsze jestem ciekawa co myślicie o rozdziale. 
Jeśli macie jakieś zastrzeżenia - piszcie śmiało. Jak to mawiają krytyka podstawą dobrej twórczości.

do następnego 
- Kar

25 komentarzy:

  1. Nie zauważyłam żadnych błędów, a długość mi jak najbardziej pasuje. Mogę czekać i miesiące na takie rozdziały,na prawdę. widać,że się postarałaś- kawał dobrej roboty. jak czytam opisy uczuć tej dziewczyny to czuję się jakbyś czytała w moim myślach..często czuję się tak jak ona.
    Wspaniale to wszystko ujmujesz..na prawdę czasem chce mi się płakać jak czytam o uczuciach Feith. Trochę jest zagubiona i w gruncie rzeczy samotna, ale myślę,że Justin pomoże jej się odnaleźć. Strasznie mi się podoba,że piszesz o problemach i że nie jest to wszystko przesłodzone. Końcówka boska, tajemnicza i romantyczna.
    Tak na marginesie uwielbiam twoje porównania, przenośnie i te wszystkie opisy uczuć i sytuacji. Łatwiej to sobie wszystko wyobrazić dzięki nim.
    Kurczę zapowiada się to wszystko mega interesująco i coś czuję,że jestem świadkiem powstawania WSPANIAŁEGO OPOWIADANIA.
    Pozostaje mi tylko czekać na następny. Z NIECIERPLIWOŚCIĄ.

    PS. Wiesz,że Cię bardzo kocham ♥
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  2. wow...podziwiam Cię, jeszcze nigdy nie widziałam tak długiego rozdziału. Jest świetny i dzięki temy że wszystko dokładnie opisujesz, mogę sobie to wszystko wobrazić. Czekam na kolejny :)
    @YoBieber_Swag

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział mimo że długi to i tak cudownie mi się go czytało a na końcu jęczałam że tylko tyle napisałaś xD
    Świetny jest! Pisz tak dalej <3
    Czekam na następny <3


    @alexxys96

    OdpowiedzUsuń
  4. superr czekam na nn!!!!!! poinformuj mnie na gg 3609021

    OdpowiedzUsuń
  5. Zwróciłam uwage tylko na jeden błąd, myśle, że to dlatego iż albo ich nie było albo tak bardzo byłam pochłonięta czytaniem xd pewnie to drugie xd ZAJEBISTY. nie widziałam nigdy dłuższego, ale rozdział jest niesamowity.. wszystko jest pisane z pasją.. podziwiam Cię. CZEKAM NA NOWY ROZDZIAŁ KOCIE. <3
    @seciute

    OdpowiedzUsuń
  6. Ogół nie ja nie lubię czytać takich długich rozdziałów no ale TWOJE rozdziały to co innego <3 Uwielbiam je i uwielbiam ciebie a ty dobrze o tym wiesz. Strasznie mi się podoba, że wszystko tak dokładnie opisujesz- ja tak nie potrafię.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  7. rozdział naprawdę mi się podoba. czytała z zapartym tchem i nie jest za długi, wręcz przeciwnie odpowiada mi ta długość x
    rozczuliłam się kiedy poszli na plac zabaw i on był taki słodki . jejuuuu chce więcej.
    gtatuluje talentu. wiem, że moja wypowiedź jest jakaś niespójna ale to dlatego, że nie mogę logicznie myśleć po przeczytaniu tego cuuuuuuda <3

    + zostawiłam Ci komentarz w zakładce linki x

    OdpowiedzUsuń
  8. jedyne co przychodzi mi na myśl po przeczytaniu tego rozdziału to: WOW. według mnie jest idealny. nic innego nie mogę powiedzieć. sama chciałabym pisać tak cudne rozdziały. przepraszam, ale nie umiem pisać długich komentarzy. z niecierpliwością czekam na nowości.

    {fenetre-sombre}

    OdpowiedzUsuń
  9. genialne, zresztą jak zawsze :) Powinnaś pisać same takie długie rozdziały, więcej czytania . xxx Nie mogę doczekać się nowego .
    @sexisexiSHAK

    OdpowiedzUsuń
  10. wow! świetny rozdział :) tylko... na razie jakoś mało się dzieje, ale myślę że to się niedługo zmieni ;) czekam na kolejny :) @swaggyjusteen

    OdpowiedzUsuń
  11. GENIALNY jednym słowem *.* i do tego długi ... wspaniale!
    czekam na NN <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział jest świetny i nie mam żadnych zastrzeżeń :* I nie jest wcale za długi, uwielbiam długie rozdziały, więc dziękuje ze napisałaś taki długi rozdział <3 Cudo ! I nie mogę doczekać się kolejnego <3
    -Kinia :)

    OdpowiedzUsuń
  13. OMB przecudowny rozdział. Nie rozumiem jak ktoś może sądzić ,że jest niedopracowany. Jak dla mnie to niedorzeczne.A rozdział jest strasznie długi...lubię długie rozdziały ^_^ Dziewczyno nawet nie wiesz jak ja Ci zazdroszcze tego ,że potrafisz tak pisać, tak opisywac emocje, że kiedy czytam to czuję sie jak Faith. Masz prawdziwy talent !!!! Nie moge juz doczekać sie nastepnego rozdziału, bo ten skończył się strasznie ciekawie. On i ona na placu zabaw, w nocy. Tak trochę romantycznie... A ta jej "przyjaciółka" ... współczuję ,naprawdę. Moim zdaniem powinna uszanować jej decyzję, ale była pijana ,chociaż jej to nie usprawiedliwia , przecież nie musiała brac Faith na tą imprezę , przecież wiedziała ,że ona nie lubi imprez. Jednak gdyby nie poszła nie spotkałaby Justina i z nim nie pogdała...znowu. I to jak odciągnął Savannah od niej. Już nie moge się doczekać jak oni się do siebie "zbliżą".
    Juz nie zanudzam.
    PA :***
    Sel_My_Angel_

    OdpowiedzUsuń
  14. Zostałaś przeze mnie nominowana do nagrody Liebster Award ` za dobrą robotę ` więcej informacji na http://smak-francuskiej-milosci.blogspot.com/

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  15. uznałam, ze Twoja praca powinna być nagrodzona, ponieważ Twoje opowiadanie jest najlepszym jakie dotychczas czytałam :)
    znaczy nie wiem dokładnie jak Ci odpowiedzieć ale to jest wymyślone przez kogoś i tak po prostu to jest taka jakby `zabawa`. Jeśli zostałaś nominowana to odpowiadasz i wybierasz swoich nominowanych i tak to się ciągnie :_

    OdpowiedzUsuń
  16. Jejku, jejku, jejku. Cudowny, wspaniały, boski... idealny. Wszystko jest takie przemyślane i precyzyjne. Kocham każdą kropkę, każdy przecinek, literkę, słowo, zdanie. Kocham wszystko na tym blogu. Po prostu całość. A ty tak ślicznie ją komponujesz pisząc takowe rozdziały. Nawet nie wiesz jaką radość mi sprawiasz dodając nową notkę, jaki uśmiech mi towarzyszy czytając to co dla nas piszesz. Każdy twój opis jest taki cudowny, że aż nie mogę się od tego oderwać. Potrafię czytać wybrane momenty kilkakrotnie, znam je na pamięć, a mimo to - nie znudziłaś mnie. Kocham twoją twórczość, naprawdę. We wszystkim co robisz, jesteś niesamowita i niepowtarzalna. Twój blog, jest jednym z najlepszych jakie czytałam o tej tematyce. Jeszcze nigdy nie czytałam dosłownego opowiadania o Jelenie, ale nie żałuję, że zaczęłam czytać to.
    Dlaczego ona przez cały czas tak mdleje i robi jej się słabo? :c OMG, Savannah ;o Co jej odbiło?! Mam nadzieję, że zrobiła to pod wpływem alkoholu, nie świadomie. W końcu są przyjaciółkami, tak? A przyjaciółki się tak nie zachowują... Dobrze, że Justin pojawił się w odpowiednim momencie. Nie wiem co by się stało, gdyby nie on. I chyba nawet nie chcę o tym myśleć. I co do końcówki, wręcz przeciwnie, ja jestem nią zahipnotyzowana. Zakochałam się w niej. Jest taka melancholijna, spokojna.. po prostu czysta perfekcja.
    Rozdział jest naprawdę genialny i mam nadzieję na więcej takich, a jego długość ani trochę mi nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie. Z niecierpliwością czekam na następny ;* - @BieberMyHun

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak zawsze świetny rozdział. Rozdział bardzo długi, a kończąc czytanie mam wrażenie, jakbym dopiero co zaczynała go czytać. Te kilkanaście minut poświęcone na przeczytanie rozdziałów pisanych przez Ciebie jest naprawdę miłym doświadczeniem, momentem do odstresowania, czasami nawet refleksji. Bardzo nie mogę się doczekać nowej notki, z niecierpliwością czekam. Pozdrawiam, @dajmibit

    OdpowiedzUsuń
  18. jeeejjj...jaki długi ;3 nie no naprawdę Cię podziwiam.
    Wspaniały...jak zwykle
    Końcówka mi tez najbardziej przypadła do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  19. jak już Ci pisałam - rozdział genialny :)
    nie mogę się doczekać następnego :D
    tak jak prosiłaś wysyłam Ci swojego Twitter'a: @iTweetedJustin
    Karolina :P

    OdpowiedzUsuń
  20. Oh, notka cud miód malina. Mogłabym się rozpisywać, jak strasznie mi się podoba, jak wstrząsnął mną fakt świetnie opisanych wydarzeń i zachowań bohaterów oraz wiele wiele innych no ale po co się rozpisywać? To, co stworzyłaś jest świetne, strasznie mi się podoba. <3

    @FleeingDolphin

    http://itwasjustamoment.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  21. Cześć piszę do cb w sprawie tego szablonu, jest świetny i chciałabym się zapytać czy miałabyś coś przeciwko gdybym także pobrała go na swojego bloga ? :) Bardzo mi na tym zależy ponieważ kocham JB i Selenę, a ten nagłówek jest po prostu prześliczny ♥. Bardzo proszę o kontakt, moje gg :45383324

    OdpowiedzUsuń
  22. Cześć. To może po kolei bo się zagubię : Przeczytałam tylko ten rozdział, bo weszłam tutaj całkowitym przypadkiem. Przeczytam pewnie poprzednie jak i następne, bo to jest naprawdę fajne i wciągające, a czegoś takiego teraz potrzebuję. Och i masz wspaniały szablon! Taki elegancki, jednocześnie skromny i oryginalny. Ogromnie mi się spodobał! Literówek wychwyciłam naprawdę mało, ale nie przeszkodziło mi to w czytaniu, więc nie było tragedii.
    O i masz dodatkowo jedną fankę więcej, mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Faktycznie jest długi, ale mi to nie przeszkadza, przywykłam do takich tekstów. Zostałam oczarowana opiekuńczością Justina. *-*
    A co do Sav to przypomina mi trochę moją przyjaciółkę, ale nie spodziewałam się po niej takiego wybuchu. Mam nadzieję, że między nią o Faith wszystko będzie dobrze.
    Przepraszam za takie opóźnienie w komentowaniu ale nie miałam możliwości połączenia się z internetem. Niemniej jednak rozdział bardzo mi się spodobał i czekam na kolejny. :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Wow, jestem pozytywnie zaskoczona. Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Sposób w jaki opisujesz to wszystko - bajeczność ;D Wydaje się być długi, ale czyta się strasznie szybko. Na pewno będę tu częściej wchodzić <3

    OdpowiedzUsuń
  25. Wybacz za spam ale :
    Zostałaś nominowana do Liebster Award na moim blogu. Wejdź na niego by uzyskać więcej informacji.
    http://dark--fate.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń